,

Erasmus w Turynie – relacji Agnieszki Paszkowskiej c.d.

przez redakcja

Wbrew pozorom na Erasmusa nie jest wcale trudno się dostać. W dużej mierze zależy to od uczelni wysyłającej, ale również od przypadku i szczęścia. Zawsze marzyłam o studiach za granicą. I choć wiedziałam, że na Uniwersytecie Wrocławskim są organizowane takie wyjazdy, nigdy nie sądziłam, że mogłabym się na taki zakwalifikować.
Nie znałam języka, nie miałam średniej 5.0 i nie za bardzo chciałam stanąć do tego wyścigu szczurów.

O wolnym miejscu na wyjazd poinformował mnie przyjaciel. Ktoś w ostatniej chwili zrezygnował i pilnie poszukiwano jeszcze jednej osoby na miejsce do Turynu. Zgłosiłam się ze swoim marnym certyfikatem ukończenia półrocznego kursu języka włoskiego i średnią ledwo przekraczającą 4, 2.

Nie zawsze jest jednak tak łatwo. Zazwyczaj wydziały same ustalają dodatkowe kryteria, jak uczestnictwo w życiu uczelni, ponadprogramowa działalność, udzielanie się w kółkach naukowych. Dlatego należy pamiętać, że aktywność zazwyczaj jest doceniana.

Uczelnie przeprowadzają również testy językowe, na podstawie których zostaje podjęta ostateczna decyzja o wyjeździe. I tutaj również wszystkim planującym wyjechać polecam uczestnictwo we wszelkich możliwych kursach językowych lub uczenie się samemu w domu. Kursy gwarantują nam zawsze jakiś certyfikat i, jak w było w moim przypadku, mogą zwolnić z kolejnego, stresującego egzaminu.

Jak nie zwariować przed wyjazdem?

Po akceptacji działu współpracy z zagranicą i koordynatora uczelnianego czeka nas jeszcze niestety bardzo długa droga do wyjazdu. Nigdy nie sądziłam, że taki dokument jak Learning Agreement, może człowiekowi tak bardzo zepsuć humor. Jest to formularz, w którym deklarujemy przedmioty wraz z ich punktami ECTS, które zamierzamy studiować za granicą. Większość uczelni wymaga, aby przedmioty pokrywały się z tymi na uczelni macierzystej. Niestety, rzeczywistość okazuje się brutalna. Na stronach uczelni zagranicznych nie możemy odnaleźć planu lub nie znajdujemy ani jednego przedmiotu, który pokrywałby się z naszymi. Tutaj nikt nie pomoże. Jeśli nie jesteśmy na filologii włoskiej mało prawdopodobne, że nasz koordynator będzie znał język, aby nam cokolwiek wytłumaczyć. Plany zajęć najlepiej znaleźć poprzez stronę www.unito.it i tam wyszukać odpowiedni wydział (facolta’). Na stronie tej można znaleźć także podstawowe informacje, dla studentów przyjeżdżających zza granicy.
W Turynie tylko wydział ekonomii prowadził zajęcia po angielsku, dlatego ze względu na studiowanie dziennikarstwa od razu musiałam wybrać przedmioty z językiem wykładowym włoskim. Bardzo często koordynatorzy pozwalają wybierać przedmioty z innych lat, tzn. z 1-3 roku niezależnie od tego, na jakim się faktycznie studiuje. Warto o to spytać, bo daje to o wiele większe pole manewru w kwestii interesujących nas zajęć.
Jeśli Learning Agreement został wypełniony i wysłany do Włoch, to warto skontaktować się z uczelnią z zapytaniem, czy wasze dokumenty zostały przyjęte. Ja na taką odpowiedź czekałabym do dziś. Nie warto się za bardzo stresować – biurokracja włoska nie zna granic, odpisywanie na listy nie jest ich ulubionym zajęciem, a spóźnialstwo cechą narodową.

Jeśli mamy więcej czasu przed wyjazdem, warto zainteresować się wolontariatami uczelnianymi, które pomagają Erasmusom w naszym rodzinnym mieście. W ten sposób już przed wyjazdem można poznać ludzi z kraju, do którego się wybieramy, zebrać informacje, uzyskać pomoc w znalezieniu kontaktów, przydatnych adresów.

A co z mieszkaniem?

Kolejnym krokiem jest poszukiwanie mieszkania. Jeżeli uczelnie oferują Wam już zakwaterowanie, to dziękujcie Bogu i skaczcie pod sufit. Ja szukałam mieszkania bardzo długo. W Turynie warto dowiedzieć się o akademiki. Przydatne adresy to www.edisu.piemonte.it/abitativi/sportellocasa.htm lub www.collegiuniversitari.it/en/city.asp?id=Torino. Włoskie akademiki to tzw. rezydencje akademickie i w niczym nie przypominają tego, co do tej pory kojarzyło się z nazwą akademik. Zazwyczaj całe wyposażenie jest nowe, pokoje, co najwyżej dwuosobowe. Są to z reguły małe mieszkanka, podzielne na 2 lub 3 pokoje, każdy z kuchnią, łazienką, tarasem. Ceny wahają się od 250 do 300 euro za miesiąc. Jeśli nie uda Wam się zdobyć miejsca w akademiku, to najlepiej próbować szukać mieszkania na własną rękę poprzez strony internetowe. Te najbardziej znane to www.torino.kijiji.it, torino.bakeca.it, www.affitto.it/ Ci, którzy zdecydują się przyjechać i szukać na miejscu, na pewno coś dla siebie znajdą. Na uczelni jest mnóstwo ogłoszeń, także w lokalnej prasie zawsze można zobaczyć ciekawe oferty.

Jeśli mamy mieszkanie i spakowane walizki, to właściwie jesteśmy gotowi do drogi. I nie płakać na lotnisku! Ja sama tak bardzo chciałam pojechać, że w ferworze przygotowań zapomniałam o tym, czego najbardziej będzie mi brakować – o moich najbliższych. Chyba dopiero na lotnisku uświadomiłam sobie, że nie zobaczę ich wszystkich przez najbliższe pół roku. Ale cóż… raz się żyje! Ahoj, przygodo!


Ucz się, ucz w Turynie

Po przyjeździe warto od razu udać się do biura obsługującego studentów z zagranicy i tam zawiadomić o swoim przyjeździe. Jest to o tyle ważne, że dopiero od tego momentu zaczyna być liczony czas pobytu na stypendium, które, aby otrzymać najwyższy z grantów, musi trwać minimum 4,5 miesiąca.
Później warto zorientować się w planie zajęć. Niestety bardzo często okazuje się, że plan, który widzieliśmy wcześniej w internecie uległ poważnym zmianom. Ale to we Włoszech jest normalne. Warto poczekać trochę z wysłaniem dokumentu korygującego Learning Agreement, ponieważ wiele zajęć może być odwołanych, mogą się zmienić ich godziny lub punkty.
Polecam, także zwrócić uwagę na terminy egzaminów, część z nich może się odbywać już w kwietniu lub listopadzie, a część dopiero w czerwcu i w lutym – tak jak w Polsce.

Dziennikarstwo na Universita degli studi di Torino – jako takie nie istnieje. Musiałam zdecydować się na wydział – Lettere e filozofia i dopiero tam odnaleźć Scienze della Comunicazione, gdzie znalazłam przedmioty typowe dla mojego kierunku.

Jeśli ktoś mówi, że na Erasmusie nie trzeba się w ogóle uczyć, to na pewno nie był w Turynie. Ja musiałam się do egzaminów przygotowywać tak jak wszyscy studenci włoscy. Oczywiście wykładowcy traktowali mnie trochę inaczej, ale trzeba było czytać książki i z nich odpowiadać, pisać prace i przygotowywać prezentacje.
Egzaminy ustne we Włoszech wyglądają zazwyczaj w ten sposób, że odpowiadający siedzi wraz z profesorem przy jego biurku, a cała grupa słucha ich rozmowy, co może na początku troszeczkę zwiększać dawkę stresu, ale da się przyzwyczaić.

Dzień dobry! Czy jest tu internet?

Mieszkanie w akademiku gwarantuje masę znajomych i dużo dobrej zabawy. Ja większość znajomych poznałam w przeciągu pierwszego tygodnia, usilnie poszukując miejsca w akademiku, w którym mogłabym, podłączyć się do internetu. Niestety nie we wszystkich pokojach były gniazdka. Ale jak wiadomo, my Polacy nie gęsi… i zawsze sobie poradzimy. Zakup 3 metrowego kabla, puszczonego przez balkon z 4 piętra z pokoju kolegów rozwiązał całą sytuację.
W Turynie można znaleźć bardzo dużo barów i dyskotek, są również miejsca przeznaczone na imprezy specjalnie dla studentów programu Erasmus. Organizuje się także spotkania w pubach, gdzie można porozmawiać, podzielić się swoimi wrażeniami bądź kłopotami. Dowiedzieć się o nich można bez problemu – z plakatów i ulotek na uczelniach. Polecam stronę www.erasmustorinocom, na której można znaleźć wszelkie informacje dotyczące najbliższych imprez, są tam zamieszczane zdjęcia i komentarze.

Magiczny Turyn

Turyn to fantastyczne miejsce. Zachwyca architekturą, kuchnią, krajobrazem. Niesie ze sobą również pewną tajemnicę i zagadkowość, od zawsze był nazywany miastem magii. W Turynie organizowanych jest wiele ciekawych imprez, jak np. Festa del cioccolato ( podczas której ogromny plac zapełnia się budkami pełnymi czekoladowych wyrobów), Festa del libro, gdzie można zamienić swoje stare książki na inne używane egzemplarze oraz wiele, wiele innych. Jest również bardzo dużo miejsc do zwiedzania. Latem warto wybrać się również nad morze – do pobliskiej Sawony lun Genui, zimą na narty w Alpy. Atrakcji jest mnóstwo, a czas leci niesamowicie szybko. Jedyne, czego żałuję na moim Erasmusie to to, że za długo spałam i że tak szybko trzeba było się z powrotem spakować.


Poprzedni

Lecce: Erasmus na „końcu świata”

Siena, co zwiedzić

Następny

Dodaj komentarz