1 października, 2 godziny lotu, 4 godziny w autobusie i oto przed oczami pojawia nam się tablica z napisem MACERATA. Wygląda na to, że jesteśmy na miejscu. Autobus jedzie jeszcze chwile to w górę to w dół, a potem wysiadamy na dworcu… Pierwsze wrażenie-totalny szok. Miejscowość nie jest za duża, ale za to jakie krajobrazy!
Okazuje się, że z jednej strony miasta jest widok na wysokie góry, a z drugiej, biegnąc wzrokiem nad kolorowymi pagórkami widać morze.
Pierwsze dni mieszkamy w hostelu- nigdy nie zrozumiem tej włoskiej logiki, żeby rok akademicki rozpoczynać 1 października a akademiki otwierać 3 dni później…Już od pierwszych chwil na Uniwersytecie okazuje się, że tych przedmiotów, które nas interesują to nie ma, a inne na które mogłybyśmy chodzić są wszystkie mniej więcej w tym samym czasie, jednak nikogo tutaj to nie dziwi i wszyscy powtarzają tylko”BENVENUTE IN ITALIA… CON CALMA RAGAZZE, PAZIENZA.” Na początku myślisz sobie-„ JAKIE ***** CON CALMA!?” ale po kilku dniach przyzwyczajasz się już i podchodzisz do wszystkiego z prawdziwym luzem – nie ma tych zajęć? Trudno. Inne się nakładają? Znajdujesz następne. Dzięki Bogu status Erasmusa wzbudza nadspodziewaną wyrozumiałość i wszystko kończy się dobrze.
Oczywiście Erasmus to nie tylko Uniwerek. Przychodzi czas na socjalizację. W naszym akademiku mieszka około 60 Erasmusów, więc można sobie wyobrazić jak jest wesoło. Jakkolwiek oferta rozrywkowa Maceraty bynajmniej nie należy do najbogatszych, mieszkanie w przybytku-wiecznej-imprezy, jakim jest akademik, rekompensuje wszystko. Zawiązują się nowe przyjaźnie, życie upływa na wspólnych kolacjach, przebieranych imprezach i szukaniu niezabezpieczonych sieci internetowych przy oknach.Co środę tańce-hulańce-i-swawole na stołach w 4porte,a w każdy czwartek wyjście do cieszącego się dwuznaczną sławą klubu o wdzięcznej nazwie Tartaruga.
Na weekend lepiej wyjechać, coś zobaczyć, pozwiedzać, wszak w sobotę i niedziele Macerata-Centrum-Świata pustoszeje, studenci wracają do domów i na tak zwanym mieście nie dzieje się nic, jeśli nie liczyć tłumów szalejących piętnastolatków.
Wydawać by się mogło, że miejsce, takie jak Macerata nie jest wcale najlepszą opcją na wyjazd tego typu, a jednak pokazuje to tym bardziej, że klimat wszelkich wyjazdów tworzą głównie ludzie i daje to do zrozumienia, że Erasmus jest rzeczą tak wspaniałą i pouczającą, rozwijającą w każdy możliwy sposób, że ja osobiście nie potrafię sobie wyobrazić żadnej rzeczy (poza sprawami losowymi oczywiście), która byłaby obiektywnym powodem, aby nie pojechać na takie stypendium. I mimo tego, że jest kilka rzeczy, które nie były idealne, nie zamieniłabym mojego Erasmusa na żadnego innego w żadnym innym miejscu na ziemi:) tym bardziej, że tak ja jak i wiele znajomych, jednogłośnie stwierdziliśmy, że rok, w którym pojechaliśmy na Erasmusa jest póki co najlepszym w życiu! Miejmy nadzieję, że ta pozytywna tendencja się utrzyma.
Hejka, mogłabym się zapytać, w którym akademiku mieszkałeś w Maceracie?