„Naga” prawda o włoskiej wideokracji

przez bedy

Obserwując kolejne doniesienia na temat „Ruby-gate”, wielu zastanawia się, jak to możliwe, że podstarzały macho – Silvio Berlusconi, mimo swoich licznych, wcześniejszych wpadek, wciąż ma tak mocną pozycję we Włoszech. Wszystkim, którzy chcieliby podjąć próbę zrozumienia „systemu” panującego w Italii, polecam film Erika Gandiniego p.t. „Wideokracja”.

Gdy w 2001 roku „The Economist” oznajmił, że S. Berlusconi nie nadaje się na przywódcę demokratycznego państwa, ten skomentował to w charakterystyczny dla siebie sposób, twierdząc, że magazyn ten „prowadzony jest przez grupę komunistycznych konspiratorów”. Już wtedy stał on na czele najważniejszych prywatnych mediów w kraju, co czyniło go najbogatszym biznesmenem we Włoszech. W momencie gdy stanął na czele rządu – dodatkowo zyskał kontrolę nad państwowymi środkami masowego przekazu. W ten sposób 90% włoskich mediów znalazło się w rękach jednego człowieka. Biorąc pod uwagę fakt, że dla 80% Włochów telewizja jest jedynym źródłem informacji, premier ma obecnie wolną rękę w kształtowaniu swojego wizerunku i nie tylko. Erik Gandini w filmie „Wideokracja” dokonuje analizy imperium medialnego stworzonego przez Berlusconiego – jako przywódca rządu i mediów, decyduje on o tym, jak Włosi żyją i jak za pośrednictwem telewizji tą rzeczywistość postrzegają.

 

A wszystko zaczęło się w 1976 roku, kiedy to w pewnej lokalnej telewizji, pojawił się program, podczas którego widzowie, telefonicznie łączyli się na żywo ze studiem. Gdy udało im się poprawnie odpowiedzieć na pytanie zadane przez prowadzących – obecna w studiu casalinga zdejmowała część garderoby. Program okazał się hitem. Od pierwszego dnia emisji, odnotowano masowe spóźnienia do pracy mężczyzn, którzy do późna nie mogli oderwać oczu od telewizora. To był początek medialnego sukcesu Berlusconiego. Od tego czasu, stopniowo, ogromne rzesze Włochów zapragnęły zaistnieć w telewizji, która stała się dla nich drogą do sławy, kariery, a co za tym idzie – pieniędzy. Dowodem na to jak „ładna buzia, którą wszyscy znają z telewizji” może pomóc w karierze jest fakt, że to właśnie we Włoszech, ministrem d.s. równego statusu kobiet i mężczyzn została była fotomodelka i show girl Mara Carfagna, o której Silvio mówił, że gdyby był wolny to czym prędzej wziąłby ją za żonę.

Dziś prawie każda młoda Włoszka pragnie zostać veline – długonogą ozdobą programów telewizyjnych, której głównym zadaniem jest uśmiechać się do kamery w bardzo skąpym stroju. Wszystko po to, by umilić widzom odbiór programu. Żeby dostać się do włoskiej telewizji trzeba mieć kontakty bądź… atrakcyjne ciało. To właśnie na nim większość gwiazd opiera swoją karierę i właśnie dlatego mężczyznom dużo trudniej jest odnieść sukces w tej branży. Z tym problemem boryka się pierwszy bohater dokumentu – Ricky Canevali. Marzy on by „trafić do telewizji”. Wierzy, że jest to jedyny sposób by zdobyć to co „najważniejsze” – pieniądze, popularność i kobiety. Niestety wciąż czuje się dyskryminowany. Wie, że gdyby był kobietą, byłoby to o wiele „łatwiejsze”.

Kolejny bohater to Lele Mora, zawodowo zajmuje się on wyszukiwaniem talentów, prywatnie – przyjaciel Berlusconiego. To od niego zależy kto zrobi karierę. W dokumencie pokazuje nam swoją rezydencję w Sardynii, opowiada o swojej pracy, prezentuje „wychowanków”, a także chwali się hymnem na cześć Mussoliniego, który posiada w komórce.

Następnie poznajemy Fabrizio Coronę. Ten były asystent L. Mory, nazywa siebie „współczesną wersją Robin Hooda” – który zabiera bogatym i daje… sobie. Znalazł on idealny sposób zarobkowania. Wynajmuje paparazzich, którzy robią celebrytom kompromitujące zdjęcia, jednak nie po to, by znalazły się one na okładkach brukowców. Przeciwnie, okazuje się, że zdjęcia te przynoszą dużo większe korzyści, jeśli po ich zrobieniu, szantażuje się sfotografowane osoby. Jeśli nie zapłacą odpowiedniej kwoty – zdjęcia trafiają do mediów. Za te działania został skazany na 80 dni aresztu, co jednak potrafił przenieść w sukces, stając się „ofiarą” wymiaru sprawiedliwości.

Wreszcie symbol włoskiego sukcesu – Silvio Berlusconi – niekwestionowany król mediokracji, niejednokrotnie wyśmiewany na świecie, krytykowany za doniesienia o kolejnych „bunga – bunga”, jednak wciąż niepokonany. Od jego nazwiska powstał termin „Berlusconismo”, który oznacza nic innego jak brak wartości moralnych. Tworzona przez niego telewizja to przede wszystkim rozrywka i kobiety. „Ta telewizja jest jak nasz premier” – mówi jedna z bohaterek filmu. „On kocha życie, piękne przedmioty, a przede wszystkim uwielbia się dobrze bawić”.  Nikt tak jak on nie potrafi wykorzystywać siły mediów. Sam mówi o sobie tak: „Wszystkie projekty, które realizuję w życiu to przejaw mojej ambicji. Wszystkie! Buduje miasto dla 4 tys. mieszkańców i co słyszę?  – To niemożliwe! A mimo to udało mi się zbudować miasto dla 12 tys. i dla 18 tys.! Powiedziałem, że ‘Mondatori’ będzie największym wydawnictwem w kraju – i jest. Mówiłem, że AC Milan będzie najlepszą drużyną na świecie – zrobione, że założę partię i będziemy rządzić – dokonaliśmy tego w trzy miesiące. Więc pozwólcie mi napawać się dumą i powiedzcie, kto we Włoszech odniósł większy sukces niż obecny premier Silvio Berlusconi?! No powiedzcie!”. Premier z premedytacją wykorzystuje telewizję, programy rozrywkowe i reklamy na cele kampanii wyborczej. I choć w przedstawionej w dokumencie pieśni promującej Slivio w wyborach*, tłumy śpiewają na cześć wodza: „presidente siamo con te, meno male che Silvio c’è…”, wielu Włochów odcina się, a nawet wstydzi swojego premiera.

Film p.t. „Wideokracja” zdobył w 2009 roku nagrodę dla Najlepszego Dokumentu podczas Toronto Film Festival, oraz Nagrodę Specjalną Jury na Sheffield Film Festival.

Dokument ten ukazuje oblicze włoskiego show-biznesu. Nie jest on zaskoczeniem dla osób, które oglądają włoską telewizję, dla reszty świata wydaje się jednak nieco szokujący. Niejako potwierdza on negatywny wizerunek Włochów, przedstawianych często jako niezbyt inteligentnych seksistów, których interesuje tylko zabawa. W medialnym świecie przedstawionym przez Erika Gandiniego nie ma żadnych świętości. Film pokazuje co dzieje się z demokracją, gdy na czele państwa i mediów stoi jeden człowiek (dobrym przykładem jest tu fakt, że zarówno państwowa telewizja RAI jak i stacje prywatne, otrzymały absolutny zakaz emitowania trailera tego filmu).

Gandini twierdzi, że Berlusconi rozwija w kraju masowe ogłupienie. Dzień po dniu realizuje on ideę mediów, które zabawą i radosną erotyką przykrywają wszystkie problemy. Ktoś mógłby powiedzieć, że taki już charakter Włochów, jednak byłoby to chyba zbyt dużym uproszczeniem. Czym innym jest bowiem otwarta osobowość i radość życia, a czym innym ograniczanie się do potrzeb fizjologicznych i codzienne, bezkrytyczne przyjmowanie medialnej „papki” bez udziału wysiłku intelektualnego. Podobnym nadużyciem byłoby stwierdzenie, że zjawisko „ogłupiających mediów” to problem wyłącznie włoski. Od lat przecież podobne tendencje mają miejsce na całym świecie, także na naszym podwórku. Przykład Włoch jest jednak o tyle oryginalny, że zaobserwować tu można równocześnie – z jednej strony zabawne, choć czasem przerażające, zachowania „władzy” (które niejednokrotnie przypominają telewizyjny program rozrywkowy), a z drugiej ogłupiające masową publiczność media, stające się jej manipulującym narzędziem.

Oficjalny trailer: http://www.youtube.com/watch?v=mk3QvQ-mX6M

*[ http://www.youtube.com/watch?v=WXf-YbsSh0Y ]

Poprzedni

Zapora w Vajont: nie ma już niebezpieczeństwa

Papież błogosławi portale społecznościowe, ale i krytykuje: „Nie twórzcie nowych światów”

Następny

Dodaj komentarz