„Już wiem, jak chcę zostać pochowany” – powiedział Joachim w Rzymie. – „Jak Cezar – w złotej urnie na szczycie dwudziestometrowego obelisku”.
Obelisk, który Joachima tak zainspirował, stoi na Placu Świętego Piotra. Cesarz Kaligula sprowadził go z Egiptu i kazał ustawić w cyrku. Obelisk stał tam 1500 lat, a potem na rozkaz papieża Sykstusa V ustawiony został przed Bazyliką Św. Piotra. Urnę z prochami Cezara przeniesiono do muzeum.
Obeliski są w ogóle najstarszymi budowlami Rzymu. Przed naszą erą stały paręset lub parę tysięcy lat w Egipcie. Rzymianie rabowali je i przewozili przez Morze Śródziemne. Teraz na jego dnie spoczywa pewnie wiele takich obelisków. Ustawiano je dla uczczenia kolejnych władców imperium. A potem władcy chrześcijańscy przejmowali je w spadku, dla uczczenia samych siebie.
Przez 800 lat przed naszą erą i 500 lat naszej ery, to znaczy przez 1300 lat, miasto Rzym liczyło milion mieszkańców. Po rozpadzie imperium, najazdach plemion germańskich i pożarach Rzym podupadł i przez następne paręset lat zamieszkiwało go tylko 15 tysięcy ludzi. Potem, wraz ze wzrostem znaczenia papiestwa, przybywało też i mieszkańców, którzy budowali nowe ulice, domy, budynki użyteczności publicznej i kościoły. Korzystali przy tym z materiałów, których w mieście było pełno: w świątyniach, termach, cyrkach, teatrach i domach mieszkalnych. Z rozebranych cegieł, płyt marmurowych, ozdób, budowano nowe domy. Dziś więc w antycznej dzielnicy rządowej Forum Romanum oglądać można tylko resztki ruin, których nie zdążono wykorzystać. W całym mieście napotyka się ciągle na ruiny budowli, stojące trochę „bez sensu” między zwykłymi domami.
Na szczęście część budowli z czasów rzymskich uchowała się – a to z powodu wygodnictwa ludzi. Łatwiej jest bowiem wybudować dom na istniejących już fundamentach, niż budować go od początku.
A co powiedzieć, gdy „fundamenty” mają wysokość dwóch pięter?! Tak pomyślały w średniowieczu rodziny Fabi, Savelli i Orsini – i rozpoczęły budowę jakby od trzeciego piętra, „na wierzchu” teatru Marcellusa. Przez to ich dom stał się bezpieczną twierdzą obronną i ostał się do naszych czasów.
Kościół Santa Maria degli Angeli znajduje się w antycznym tepidarium – części term, przeznaczonej do pluskania się w letniej wodzie. Na pierwszy rzut oka kościół ten wydaje się bardzo „nowoczesny” i nasuwa przypuszczenie, że powstał w XX wieku. Ale nie – to Michał Anioł zaprojektował go już w XVI wieku!
A oto piramida Cestiusa. Zbudował on ją sobie jako grobowiec w 12 r. przed naszą erą. Praktycznie myślący budowniczowie murów miejskich wykorzystali stojącą tu piramidę i włączyli ją do murów, oszczędzając w ten sposób parę metrów sześciennych cegieł. Innych przykładów takiego „recyclingu” jest wiele.
Zamek Świętego Anioła jest zamkiem papieży, zbudowanym na szczycie monumentalnego mauzoleum, które cesarz Hadrian zbudował sobie przed śmiercią w 138 r. naszej ery. Nowy zamek w połączeniu z masywnymi murami mauzoleum utworzył prawdziwą twierdzę obronną.
W Rzymie co krok napotyka się też posągi bogów i cesarzy, którzy po wymienieniu akcesoriów występują teraz w roli świętych chrześcijańskich. Ogromne drzwi z brązu w bazylice laterańskiej pochodzą z kurii (tzn. z senatu) z Forum Romanum. Ozdoby w kościołach to często dary wotywne „pogańskich” pielgrzymów, które wcześniej wisiały w ich świątyniach. W kościółku Quo Vadis można oglądać taki właśnie odcisk stopy, o której mówi się, że jest odciskiem stopy świętego Piotra.
Do nielicznych budowli, które zachowały się prawie w całości, należy świątynia z 125 r. n.e. – Panteon. Był to budynek praktycznie nie do rozebrania, bo z betonu. Rzymianie używali jako cementu popiołu z Wezuwiusza, a oprócz piasku – skorup glinianych naczyń.
Dobrze zachował się budynek świątyni, natomiast wnętrze ogołocono z płyt marmurowych, którymi wyłożone były ściany, z rzeźb i wszelkich ozdób. Pozłacane dachówki z brązu, pokrywające wcześniej dach kopuły, kazał zdjąć papież Grzegorz III (lub – według innych źródeł – już Konstantyn II w 655 r.). Płyty z dachu przedsionka papież Urban VIII przetopił na 80 armat do Zamku Świętego Anioła. Także baldachim Berniniego nad grobem św. Piotra w bazylice wykonano z tego brązu. Papież Urban pochodził z rodu Barberinich. Po zniszczeniu tych płyt Rzymianie skomentowali to: „Quod non fecerunt barbari, fecerunt Barberini”, czyli „co nie udało się barbarzyńcom, udało się Barberinim”.
Panteon zachwyca swoimi proporcjami tych, którzy lubią geometrię. Budowla główna składa się z cylindra i kopuły. Podstawa jest okrągła o średnicy 43,2 metrów. Wysokość budowli wynosi także dokładnie 43,2 m. Promienie kopuły i cylindra są identyczne: mierzą połowę średnicy – 21,6 m. Sześciometrowe mury cylindra poprzedzielane są na zmianę półokrągłymi i prostokątnymi niszami, co daje wrażenie harmonijnego rytmu. Sklepienie kopuły jest także rytmicznie podzielone na kasetony. Światło wpada do wnętrza tylko przez otwór w kopule, cylinder o średnicy 9 metrów. Do Rzymu warto jechać dla samego Panteonu.
Rzym jest pięknym miastem. Spacerując jego ulicami, widzi się pałace, fontanny, schody, łuki triumfalne, kościoły. Niektóre ulice są kręte, schodzące ze wzgórz, pewnie wzdłuż dawnych dróg dla pieszych. Niektóre aleje biegną znowu prosto na przestrzał – to militarne drogi wylotowe z czasów rzymskich. Drogi i parki porośnięte są cyprysami, piniami i palmami, co już samo w sobie nastraja urlopowo.
Zabudowa mieszkalna Rzymu pochodzi z XIX i XX wieku i jest jednolita: pięciopiętrowe ciągi kamienic i ładnie wkomponowane place, nie zniszczone wojną jak w Polsce lub Niemczech. Nie trzeba szczególnie interesować się sztuką, aby uważać to miasto za piękne. Dla wielbicieli sztuki jest ono jednak piękne podwójnie.
W Bazylice Świętego Piotra można spędzić pół dnia albo i więcej. Weszliśmy na szczyt kopuły bazyliki po 537 stopniach, co wbrew tablicom ostrzegawczym, wiszącym przed kasą, nie jest takie trudne. Wejście i zejście jest jednokierunkowe, tak więc nie trzeba się obawiać upadku ze schodów w ścisku. W miejscu, gdzie kopuła „nasadzona” jest na dach, można wejść na taras w środku bazyliki i z wysokości 100 m oglądać w dole ludzi i malowidła, które już raz widziało się z dołu. Potem wchodzi się na dach, który wygąda jak przyjemny duży plac, gdzie ludzie spacerują i szykują piknik. Niektórzy odwiedzają sklep pamiątkarski lub toaletę, a wszystko z malowniczym widokiem w dole. Potem wchodzi się już na kopułę, z tarasem widokowym na samej górze. Odcinek drogi pomiędzy murami kopuły zewnętrznej i wewnętrznej jest bardzo zabawny, bo wyższe wzrostem osoby muszą iść pochylone w bok pod kątem 30 stopni!
Bazylika Św. Piotra jest, według mego odczucia, monumentalna i ciekawa – ale nie piękna. Trochę jak wielki dworzec kolejowy. W głównej nawie w posadzce podane są rozmiary innych słynnych kościołów, to znaczy ich długość od chóru do tej kreski: katedry londyńskiej, Notre Dame, katedr w Sewilli, Reims, Spirze i tak dalej. Joachim kłócił się, że zaniżono rozmiary katedry w Kolonii. Tak czy owak, pod względem wielkości bryły architektonicznej i umieszczonych w niej rzeźb, grobowców, ołtarzy, ta katedra niewątpliwie nie ma sobie równej.
Przed wejściem do muzeów watykańskich staliśmy dwie godziny w kolejce. W środku można samemu decydować, czy iść drogą „na skróty” (dwie-trzy godziny), czy w trakcie zwiedzania zbaczać z drogi i odwiedzać dodatkowe atrakcje: muzea sztuki etruskiej, rzymskiej, greckiej, komnaty papieży i tak dalej. Wspaniałe sale, na przykład „geograficzna” ze starymi mapami i globusami. Globusy te można obchodzić dookoła i odczytywać, ile w danym czasie geografowie wiedzieli o różnych regionach lub kontynentach. Liczni turyści japońscy kręcili głowami nad rozmiarami i położeniem Japonii na tych globusach. Za to biblioteka watykańska to biblioteka bez książek. Nie wiem, dlaczego.
Na końcu traktu muzealnego położona jest Kaplica Sykstyńska. Była dla mnie wielkim rozczarowaniem: ma kształt pudełka od butów, z małymi, wysoko umieszczonymi oknami, które prawie nie wpuszczają światła. Każdy centymetr ścian i sufitu jest pokryty malowidłami, ale tak, jakby malarze pracowali na akord. Być może, znawcy uważają tę kaplicę za arcydzieło, ale mnie przypominała ona kolorowe komiksy.
Nie udało mi się obejrzeć katakumb, bo były zamknięte. Wróciliśmy więc piechotą spod katakumb do centrum – 15 kilometrów – idąc antyczną Via Apia i odwiedzając po drodze kościółek Quo Vadis z pomnikiem Sienkiewicza, potem zbaczając na Lateran. Nie udało mi się też zobaczyć tej rzeźby na grobowcu świętej Cecylii. Po długim szukaniu kościoła na Zatybrzu okazało się, że jest prawie cały dzień zamknięty. Ponoć ze względu na sjestę i upał. W środku zimy?
Poza miastem historycznym, Rzym jest zwyczajną, współczesną metropolią. W 1870 roku liczył 200 tysięcy mieszkańców, od tego czasu urósł do trzech milionów. Nowe dzielnice to ciągi kamienic z przełomu XIX i XX wieku i z lat 30. Dalej od centrum – blokowiska. Wieżowców nie widziałam. Komunikacja miejska jest prawdziwym problemem. Istnieją tylko dwie linie metra – i to zbudowane przed 60 laty. Po ulicach jeżdżą więc autobusy i rozwalające się tramwaje oraz prywatne samochody. Niektóre ulice są zamknięte dla niektórych pojazdów, ale i tak samochody tłoczą się wszędzie i parkują w najdziwniejszych miejscach. Wbrew zasłyszanym opowieściom nie wydaje mi się, żeby Włosi jeździli zbyt chaotycznie – po prostu wykorzystują każdą lukę, aby tylko posunąć się do przodu. Nie używają też klaksonu tak agresywnie jak w Niemczech, ale po to, by zasygnalizować jakiś manewr. Pozwalają pieszym przechodzić między samochodami oraz bezwzględnie zatrzymują się na pasach.
Część kamienic w śródmieściu jest w bardzo złym stanie. Niektóre dzielnice, na przykład w okolicach dworca głównego, są w stanie przerażającym. Woda w Tybrze ma mętny, niebieskawy kolor. Woda w kranach jest silnie chlorowana.
Wszędzie w mieście wiszą tablice, informujące o przygotowaniach do roku jubileuszowego. Restauruje się zabytki. Na Placu della Republica zabawny widok: pół owalnego placu z kolumnadą, podobną do tej na Placu Konstytucji w Warszawie, jest czarna od spalin, a symetryczna druga połowa lśni czystością nowej farby. Fasady kościołów przykrywają rusztowania. Trwają prace pielęgnacyjne w parkach. Przebudowano dworzec główny, lotnisko dogodnie połączono z miastem. Pociąg elektrycznym jeździ co 20 minut, bilety można wykupić w pociągu, a nawet wymienić walutę w „przewoźnym banku”. Naprawia się ulice. To wszystko równocześnie ze zwyczajnym, codziennym funkcjonowaniem miasta stolicy!
Na pewno Włosi przygotowują mnóstwo atrakcji i imprez jubileuszowych. Ale w gruncie rzeczy nie jest to konieczne! Wystarczy już samo miasto! Czy istnieje równie symboliczne miejsce do żegnania chrześcijańskiego tysiąclecia?
Dwa ostatnie zdjęcia pochodzą z przewodnika: Heinz Joachim Fischer, Rom. Ein Reisebegleiter. DuMont Kunst-Reisefuehrer, Koeln 1986