Bez tekstów źródłowych nie byłoby historii, a bez historii nie byłoby przeszłości, pamięci o zeszłych czasach. Historycy i pisarze, nie tylko rzymscy, byli jak detektywi. Szukali dowodów, poszlak, a potem tworzyli w miarę dokładny obraz ludzi, którzy w jakiś sposób mieli znaczenie na bieg zdarzeń.
Historię Rzymu znamy dziś dzięki takim ludziom jak Tacyt, Liwiusz, Swetoniusz, Pliniusz, którzy na bieżąco opisywali sytuację w kraju.
Obecnie dysponujemy wielkim bogactwem materiałów. Są one dwojakiego rodzaju. Mamy więc napisy, na posągach, kamiennych płytach, które przetrwały dwa tysiące lat wojen i innych czynników, które mogły sprzyjać zniszczeniu dowodu, czy też na kawałkach brązu wykopywanych najczęściej na polach uprawnych.
Jednak jednym z najczęściej wykorzystywanych tekstów źródłowych są zapiski ludzi żyjących w owych czasach. Najczęściej byli to ludzie mało znani lub prostacy, którzy starali się wyżalić lub opisać swoją ciężką sytuację. Przedstawiali swoje codzienne życie, kłopoty miłosne lub obawę o własne życie. Są jednak zapiski też takie, które napisane zostały przez żołnierzy lub dowódców armii. Dzięki nim poznajemy szczegółowo, jak wyglądała musztra, dzień marszu lub budowanie obozu.
Napisy mówią nam o dziejach ludzi takich jak Gajusz Manniusz, legionista z dwudziestego legionu „Victrix”, pochodzący z wioski pod Turynem, czy też o życiu Tyberiusza Maksymusa, oficera konnicy z Filippi, który w 106 roku n.e. wytropił zbiegłego króla Dacji, Decebalusa, właśnie w chwili, gdy ten zamierzał poderżnąć sobie gardło. Inny z kolei autor, Gajus Minicius, dwudziestosiedmioletni pułkownik z Akwilei, który służył pod dowództwem Wespazjana w wojnie domowej 69 roku i zdobył najwyższe rzymskie odznaczenie za odwagę.
Pisma historyczne, jakimi dziś dysponujemy są liczne i bogate. Różni autorzy opisują to samo wydarzenie na różne sposoby. Tym samym więc nie jesteśmy w stanie jednoznacznie stwierdzić, który mówi prawdę, a który nie. Weźmy na przykład krwawą śmierć cesarza Witeliusza (po nim władzę objął Wespzajan), która została różnie zrelacjonowana w pismach Plutarcha, Swetoniusza i Diona. Żaden z nich nie był naocznym świadkiem tego zdarzenia i każdy opierał się na opowieściach innych ludzi. Jako inny przykład można podać choćby stosunek Tytusa (syna Wespazjana i dowódcę armii rzymskiej w powstaniu żydowskim) do zniszczenia ogromnego kompleksu zabudowań i dziedzińców świątynnych w Jerozolimie. Podczas walk dowództwo rzymskie rozważało, czy spalić przybytek, czy też zachować. Tytus w wersji Józefa Flawiusza(żydowskiego powstańca, potem pisarza) nie chciał zniszczenia świątyni. Jednakże pewien pisarz starożytny – wprawdzie znacznie późniejszy, ale może opierający się na przekazach wiarygodnych – twierdzi, iż to właśnie Tytus dążył do zagłady świątyni wierząc, że tylko tak można załamać raz na zawsze żydowskiego dycha oporu. Tak więc jak widać nie można ślepo wierzyć relacjom jednego historyka. Należy zachować obiektywizm i spróbować przedstawić najbardziej wyważone, a jednocześnie najszersze spojrzenie na daną sprawę.
Historia Rzymu jest bardzo długa, sięga bowiem od 753 roku p.n.e. do 476 n.e. nie wliczając w to historii Cesarstwa Bizantyjskiego, które było formalną częścią Imperium do 1453 roku. Jak widać więc, żeby poznać prawdziwe zdarzenia jakie miały miejsca w przeszłości musimy się opierać o małowiarygodne dzieła historyków Rzymu, osobiste notatki lub inne typy źródeł historycznych. Musimy obiektywnie spojrzeć na dzieła takich historyków jak: Plutarch, Swetoniusz, Dion, Tacyt, Józef Flawiusz, Liwiusz, czy Piliniusz Starszy, jak i Młodszy.