,

U podnóży Etny

przez bedy

“Ach, ten Dublin, musimy cos wymyślic by przyjechać na studia do Trinity College. Jakiś ERASMUS podobno mogłby coś pomóc”- Tak wyglądał początek mojej wielkiej przygody.

Razem z bliska przyjaciołką wykorzystując weekendową przerwę w pracy, siedziałysmy sobie na dziedzińcu tej wspaniałej irlandzkiej uczelni kombinujac, jak wrócić na zieloną wyspę w roli studenta. Po wakacjach zaczęłyśmy szukać niezbędnych informacji na UJ, potem czekało nas załatwianie różnych formalności i ostatecznie pojechałysmy…ale nie do Irlandii, ponieważ umowa z Trinity nie zostala podpisana przez odpowiednie władze. Dla Asi wymarzony Dublin stał sie Kretą, a dla mnie Sycylią. „W sumie to też wyspa”- pomyślałam sobie- „i przynajmniej ciepło bedzie i nowego jezyka się nauczę”.

30 sierpnia 2005 roku, po długiej podróży autokarem, dotarłam do Perugii. Miasteczko to jest pierwszym przystankiem sporej części ERASMUSowców, którzy przyjeżdżają na tutejszy Università per Stranieri aby szkolić język włoski, lub też nauczyć się go „od zera”. Pierwszym wyzwaniem było dla mnie znalezienie mieszkania. Przed przyjazdem wiele osob zapewniało iż przed uniwerkiem zawsze stoja tłumy Włochów chętnych do wynajęcia pokoju zagranicznym studentom .Hmm, tego dnia chyba sobie zrobili wolne, bo przed uczelnią, poza studentami, nie było nikogo. „Spokojnie, jakoś to będzie”- mówiłam sobie w duchu wsuwając do kieszeni „Rozmówki”, podnosząc z ziemi dwie wielkie torby i ruszając na poszukiwania informacji turysycznej.

Po mniej wiecej godzinie dotarłam do wymarzonego celu, gdzie czekała na mnie kolejna niespodzianka- wlasnie ją zamykano, bo przecież trzeba zjeść obiad i potem sobie odpocząć! Na nic zdało się błagalne spojrzenie. Pozostało mi tylko spokojnie czekać i rozkoszować sie włoskim słońcem. Po ponownym otwarciu informacji dostałam kilka ogloszeń, wybrałam mieszkanie znajdujące sie najbliżej uczelni i zadzwoniłam do własciciela. No cóż, nasza rozmowa nie była zbyt długa, gdyż ja nic nie rozumiałam, wydukałam tylko „studente, venti minut” i udałam się pod wskazany adres. Włosi ogólnie mają tu taką zasadę
, że jesli ktos powtarza, że nie zna włoskiego, to zamiast 50 słów trzeba do niego wypowiedziec 200, to na pewno zrozumie. Moim wielkim odkryciem tego dnia była też kominikacja niewerbalna. Zawsze działa! Juz wiem, do czego Bóg stworzył człowiekowi ręce. Ostatecznie, już po paru minutach odpoczywałam sobie w „moim” pokoju, jakieś 50 metrów od uniwersytetu.

Zajęć mielićmy całkiem sporo, ale byl też czas na zwiedzanie i poznawanie „nowej kultury”, a w zasadzie „nowych kultur”, gdyz w klasie oprócz Polaków mieliśmy kilku Szwajcarów, Portugalczyków, Finki, Niemców, Węgrów oraz rozbawiającego wszystkich Turka. W tak ciekawym gronie nauka była czystą przyjemnością, a w czasie wolnym nie można było narzekać na nudę- zwiedziliśmy między innymi Rzym, Florencję, a nawet wzięliśmy udział w „Marszu Pokoju” do Asyżu. To taki mały spacerek, tylko 18 km. Aż żal było wyjeżdżać po miesiącu, ale Sycylia, a wraz z nią „prawdziwy ERASMUS”, czekała.

Katania jest drugim najważniejszym miastem Sycylii. Leży tuż u podnóży Etny- potężnego wulkanu, największego z czynanych w Europie, który co pewien czas urządza okolicznym mieszkańcom gratisowy pokaz sztucznych ogni. Większość z tych „spektaklów” przebiega niezauważona, niektóre jednak powodują znaczne straty materialne, gdy lawa dociera do domów na zboczach. Etna od poczatku mojego pobytu na wyspie stała się moją obsesją. Szukanie informacji o „Dobrej Górze” (tak nazywają ją Sycylijczycy) oraz oglądanie dymu widocznego tuż nad jej wierzchołkiem były na porządku dziennym. Razem z innymi studentami z Polski zorganizowaliśmy też wyprawę na krater centralny- 3.340mnpm, w śniegu, siarkowym dymie, temperaturze poniżej zera oraz przy lekkim trzęsieniu ziemi, które akurat tego dnia miało miejsce, trójka z nas o mało nie przyplaciła tego życiem.
No cóż, ERASMUS to jedna wielka przygoda.

W przeciwieństwie do Perugii, zajęć miałam mało. Na niektóre przedmioty nawet nie musiałam chodzić- dostałam zestaw książek do egzaminu i miałam się pokazać dopiero w styczniu w czasie sesji. Czasu na zwiedzanie i na integracje było wiec w obfitości.  A było się z kim integrować- akademik przy Caracciolo to naprawdę ciekawe miejsce – pod jednym dachem Włosi, Polacy, Hiszpanie, Turcy, Palestyńczycy, Izraelczycy, Arabowie, Anglicy, Niemcy, Francuzi a jakos wszyscy sie dogaduja.
Do tej pory mam w domu kilimek z wielbłądem oglądającym zachód słońca, który dostałam w prezencie od jednego Libijczyka. Prawdziwa pamiątka z Afryki:)

Kuchnia włoska od dawna znana jest na całym świecie. No cóż, to co polskie, dzięki wielonarodowemu akademikowi, czarowniej Polskie jedzenie budziło ogólne zainteresowanie- szarlotka, naleśniki i placki ziemniaczane zrobiły furorę wśród tamtejszych studentów. Od razu zwiększał się ruch w kuchni. Nawet łazanki, mimo nieprzyjemnego zapachu gotowanej kapusty smakowały rożnym narodom. Jedyna rzeczą,na która nikt nie chciał się skosić był kisiel. Włoszki z niedowierzaniem pytały czy to aby na pewno jest jadalne J

Razem z innymi studentami z Polski zwiedziliśmy znaczna cześć Sycylii. Malowniczy krajobraz, starożytne ruiny oraz błękitne morze to tylko niektóre jej atuty. Dotarliśmy miedzy innymi do Taorminy, Syrakuz, Agriofit, Inny, a nawet Palermo.  Polecam, na wakacje.

Wakacje, wakacjami, w styczniu przyszedł czas by wziąć się do nauki. Egzaminy nie były zbyt trudne. Niektóre można by określić jako „pogawędki” z profesorami. Wszystkie zaliczone z wyróżnieniem, choć szczerze powiedziawszy najpierw musiałam wykazać się anielską cierpliwością wobec włoskiego podejścia do szkolnictwa- każdy z egzaminów przekładany był kilka razy, na niektórych wykładowca się nie pojawiał, lub tez przychodził z kilku godzinnym opóźnieniem. Włochom się nie spieszy.
Ech, wiele wspomnień z ERASMUSA nadal jest żywa. To co zaczęło się tak niewinnie na dziedzińcu Trinity College, na zawsze zmieniło bieg mojego życia. Studia na UJ skończyłam w zeszłym roku. A teraz…teraz jestem szczęśliwa mężatka wspaniałego Sycylijczyka i mieszkam u podnóży Etny.

Poprzedni

L

Pavia, stazione di Pavia

Następny

Dodaj komentarz