,

Erasmus w Rawennie

przez bedy

Wywiad z Olgą Niwińską, stypendystką programu Erasmus w Rawennie (filia Uniwersytetu Bolońskiego we Włoszech), studentką V roku historii sztuki na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Opowiedz, jak to się stało, że zdecydowałaś się wyjechać na stypendium do Włoch w ramach programu Erasmus?

Ten pomysł dojrzewał we mnie od zawsze. Byłam zafascynowana językiem, kulturą, sztuką tego kraju. Fascynacja zaczęła się już chyba w liceum. Miałam okazję uczestniczyć w kilkutygodniowej wymianie licealistów z grupą uczniów z Rzymu… Sole, arte, musica italiana e pizza. Wtedy zakochałam się w tym kraju. Co ważne, już podczas wyjazdu poczułam, że będę potrafiła sama sobie radzić za granicą.

All’ inizio non era facile. Moja macierzysta uczelnia nie miała podpisanej umowy z wybraną przeze mnie uczelnią we Włoszech. Zaczęłam więc powoli docierać do osób, które mogłoby mi pomóc w nawiązaniu współpracy. Przyznam, że nie było to łatwe zadanie, ale ja w ogóle lubię wyzwania, np. jako jedna z ośmiu osób w mojej szkole zdecydowałam się pisać nową maturę. Korespondowanie z włoską uczelnią trwało 1,5 roku. Prosiłam nawet o pomoc w pisaniu listów mojego kuzyna, który kilka lat wcześniej studiował w Bolonii oraz moich włoskich przyjaciół. W końcu się udało! Vittoria!

Kiedy zaczęłaś uczyć się języka włoskiego?

Na pierwszym roku studiów. Oprócz lektoratu uczelnianego inwestowałam również w indywidualne kursy doszkalające. Nic tak jednak nie pomaga w uczeniu się języków jak same wyjazdy. Przeszłam rozmowy kwalifikacyjne (j. włoski). Zostałam wysłana do Bolonii (Università di Bologna, Dipartimento Amministrativo Relazioni Internazionali, via Zamboni 33). Musiałam sobie radzić. Przez pierwsze dwa miesiące Erazmusi uczęszczają na doszkalające zajęcia z języka. Mamma mia – to dopiero była beczka śmiechu! Włoski po włosku nauczany przez Rosjankę. Teraz, z perspektywy czasu, widzę, że udział w programie był świetnym i procentującym pomysłem. Biegłość w mowie, którą nabyłam po półrocznym pobycie we Włoszech, prawdopodobnie uzyskałabym dopiero po 2 latach ciężkiej pracy w Polsce. Taki wyjazd na Erasmusa to olbrzymia szansa, ponieważ – porównując – Włosi muszą płacić za studia a my nie dość, że mamy edukację za darmo, to otrzymujemy ponadto stypendium na utrzymanie.

Co więcej, zauważyłam, że profesorowie na włoskiej uczelni bardzo doceniali fakt, że staram się mówić w ich języku. Widzieli moje zaangażowanie w naukę, przez co lepiej mnie przyjmowali. Naprawdę warto znać język kraju, do którego jedzie się studiować. Nie oznacza to jednak, że można odpuścić angielski! Dzięki informacji z uczelnianego biura „La Fundazione Flaminia” w Rawennie, mogłam skorzystać z praktyki zawodowej, tak zwanych tirocini curriculari. Dlatego, że dobrze znałam j. angielski, korespondowałam w ramach tych zajęć z dyrekcjami wszystkich muzeów sztuki współczesnej Ameryki Północnej. Natomiast z moją przełożoną, przedstawicielką raweńskiej filii „Museum of the Second Renaissance”, rozmawiałam po włosku. Na koniec, praktyka została zaliczona mi jako jeden z uczelnianych przedmiotów. Same korzyści!

Jeśli student na serio chce nauczyć się języka, to musi się kontrolować. Nie warto iść na łatwiznę i rozmawiać po angielsku. Naszej grupie Erasmus, gdzie byli głównie Hiszpanie, Francuzi i Grecy, udało się mówić tylko po włosku, z czego jesteśmy bardzo dumni!

Jakie wiązałaś nadzieje z wyjazdem na stypendium?

Wyjazd na stypendium jest bardzo ważnym etapem w realizacji moich planów zawodowych i naukowych. Po skończeniu studiów chciałabym rozpocząć doktorat. Dlatego tak ważne jest dla mnie zbieranie doświadczeń, także zagranicznych. Doktoranci mają wręcz obowiązek podróżowania w celu np. zbierania materiałów.

Włochy były dla mnie intrygujące także z tego powodu, że uczelnia, do której trafiłam jest najstarszą uczelnią w Europie, a Zamojski, którym jestem szczególnie zainteresowana, został w 1563 roku rektorem uczelni prawników w Padwie. Włochy to – certamente – perełka dla adepta historii sztuki.

Ważną sprawą była również możliwość studiowania przedmiotów, które mnie szczególnie interesują, a których nie ma w planie nauczania w Polsce. Zależało mi np. na prawie Unii Europejskiej w zakresie przewozu dzieł sztuki. Przed wyjazdem na stypendium otrzymujemy do podpisania „Porozumienie o programie zajęć” („Learning Agreement”), czyli dokument z wykazem obowiązkowych przedmiotów, które samodzielne wybraliśmy z listy, do zrealizowania na uczelni partnerskiej.

Uważam, że im więcej robi się podczas studiów, tym większe szanse na powodzenie później. Udało mi się, na przykład, zorganizować na UKSW konferencję z wystawą sztuki Czeczenii w perspektywie obecnego konfliktu zbrojnego – był to równie ważny krok w moim rozwoju zawodowym.

Inna rzecz, że jako przyszły historyk sztuki, chciałam nauczyć się poruszać po zagranicznych instytucjach związanych z moimi zainteresowaniami i nawiązać jak najwięcej kontaktów. Korzystałam nie tylko z możliwości, jakie daje bezpośrednio moja uczelnia, ale jeździłam także do innych miast, m.in. do laboratorium konserwacji dzieł sztuki we Florencji.

Oprócz takich poważnych spraw, jak doktorat i plany zawodowe, chciałam – rzecz jasna – nawiązać znajomości ze studentami z innych krajów europejskich. Do dziś mam bardzo ciepły kontakt ze wszystkimi Erasmusami z Rawenny. Nie wspomnę już o samym, szalenie istotnym dla mnie, kontakcie z jezykiem i kulturą włoską.

Co maturzysta powinien wiedzieć już teraz, żeby móc się przygotować do wyjazdu na stypendium w ramach programu Erasmus?

Myślę, że powinien jak najwcześniej rozpoznać, jaki kraj go interesuje i rozpocząć naukę odpowiedniego języka obcego. Wszystkich gorąco zachęcam do licealnych, zagranicznych wymian – nie ma nic lepszego, jak sprawdzić bezpośrednio, czy nam się dany kraj podoba. Warto go wcześniej zobaczyć. Wręcz dotknąć. Można także, pod kątem wybranego kraju, dopasować temat maturalny. Po prostu szukać informacji o danym kraju, gdzie tylko to możliwe.

Bardzo ważne jest także, aby do wyjazdów zachęcali nauczyciele. Tak było w przypadku mojej nauczycielki j. polskiego, a młody nauczyciel WOS-u bardzo inspirująco opowiadał o swoich wyjazdach stypendialnych. Ponadto mój brat polecił mi spotkanie z jego koleżanką – ówczesną studentką, która studiowała wtedy historię sztuki we Francji. Jak widać, pomysłów jest wiele. Należy je tylko realizować!

Z jakimi wydatkami trzeba się liczyć podczas wyjazdu?
Otrzymałam 1100 euro stypendium na 6 miesięcy studiów. Średnie koszty miesięczne, poniesione podczas pobytu, to 300-500 euro. Grant pokrył moje potrzeby w stopniu dostatecznym, czyli na „trójkę” w skali od 1 – wcale do 5 – całkowicie. Innym źródłem finansowania było wsparcie rodziny i własne oszczędności. Stąd warto już wcześniej pomyśleć o jakimś oszczędzaniu, „dorobieniu” sobie paru groszy.

Tak naprawdę, wszystko zależy od planów. Ja chciałam zwiedzić Włochy zarówno pod kątem naukowym jak i krajoznawczym. Postanowiłam przygotować się do wyjazdu wcześniej i wyjechałam do Florencji dorobić, pracując we włoskiej restauracji. Dzięki temu, miałam kontakt z żywym językiem i zarobiłam pieniądze na podróżowanie. We Włoszech są bardzo tanie bilety kolejowe. Jeździłam więc głównie pociągami. Che belli viaggi! Niezapomniane wrażenia!

Zajęć „pozalekcyjnych” można wymieniać wiele, jak choćby poznawanie włoskiej pysznej kuchni – frutti di mare, lasagna, pizza, spagetti, bistecca fiorentina, focaccia, ravioli con funghi, bruschetta lub crostini, parmigiano, a zimą pieczone kasztany! Veramente buonissimo! I obowiązkowo rytualna degustacja wina! Żadna polska dziewczyna z pewnością nie przejdzie też obojętnie obok sklepu Armaniego czy Versace – ot tak, by popatrzeć. Słoneczna Italia to przecież stolica mody z tradycją szyku i elegancji. Można powiedzieć, że to te najbardziej kuszące produkty made in Italy.

Powiedz jeszcze o swoim przygotowaniu.

Z pewnością trzeba dowiedzieć się jak najwięcej na temat formalnej strony pobytu. Sugeruję liczyć, w tym względzie, przede wszystkim na siebie. Niektóre uczelnie pomagają, ale nie wszystkie. Uczelnia w Rawennie skierowała mnie do biura „La Fondazione Flaminia”, przez które dość szybko znalazłam zakwaterowanie (camera doppia, 250 euro – deposito cauzionale). Informacji można także szukać w internecie. Lepiej załatwić sobie mieszkanie wcześniej, a nie czekać z tym do ostatniej chwili. Po drugie, zachęcam do przygotowania przed wyjazdem słowniczka terminów językowych, które prawdopodobnie będą używane podczas wykładów. Będąc na pierwszych wykładach, szybko przekonacie się, jak cenna to ściągawka! Ponadto warto mieć kartę Euro 26 (lub legitymację uczelni partnerskiej), bo upoważnia ona do zniżek na bilety do kina czy na podróże. A propos podróży – przejazd do danego kraju autobusem czy samolotem kosztuje. Pamiętajmy więc o wcześniejszym kupnie biletu. Zaoszczędzimy! W ogóle przygotowanie do wyjazdu wymaga dużej samodzielności i jest to pierwszy sprawdzian, czy sobie poradzimy.

Na miejscu nie byłam zdana jedynie sama na siebie. W czasie pobytu na stypendium otrzymałam ogromne wsparcie ze strony uczelni partnerskiej. Administracyjnym koordynatorem programu Erasmus-Socrates w Rawennie była wówczas prof. Maria Paola Funaioli. Opiekunem prowadzącym naszą grupę był prof. Paolo Ognibene. Był naszym tzw. przedstawicielem w trudnych sprawach. Pomógł nam legalizować nasz pobyt (permesso di soggiorno) w regionalnej komendzie policji (niekiedy carabinieri mają problemy w posługiwaniu się językiem angielskim, a tym bardziej na prowincji), jak również inne ważne kwestie typu: ubezpieczenie, dostęp do lokalnej służby zdrowia, kontakt z egzaminatorami etc. To szalenie istotne by utrzymywać z taką osobą dobry kontakt. Nie zapominajmy jednak, że ona chce nam jedynie pomóc, a nie zrobić coś za nas. Porównując, to taki licealny wychowawca klasy.

Jeśli czegoś się nie wie, nie należy bać się pytać. Zawsze jest do tego prawo! Zaczynając od życzliwego „Buongiorno, come stai?”, zdobędziesz niemalże pewność na szybką poradę czy podpowiedź. W Rawennie integracja z lokalnym środowiskiem studentów była naprawdę duża. Na pewno pomogły mi też przy tym moje współlokatorki. Mieszkałam z trzema Włoszkami i jedną Peruwianką, później wprowadziła się do nas Chinka. Często przyjaźń jest gwarantem wsparcia w rozwiązywaniu problemów.

Czy uważasz, że takie wyjazdy są dla każdego?

Chyba niekoniecznie… Mieliśmy stypendystę z Hiszpanii. Podpisał umowę Erasmus na rok. Jednak od początku nie mógł się odnaleźć. Bardzo tęsknił za rodziną (choć w czasie semestru zimowego wszyscy mieli możliwość powrotu do domu choćby na Natale, La Beffana i Settimana Bianca!). Może kolega był jeszcze za młody. Uwaga – rodzice nie pomogą w przypadku problemów. To po prostu niewykonalne. Miejmy świadomość, że podejmujemy dojrzałą decyzję. Jeśli ktoś zrezygnuje ze stypendium w czasie jego trwania, musi liczyć się z tym, że trzeba będzie je w całości zwrócić.

Dlatego uważam, że decyzja o wyjeździe powinna być przemyślana. Student powinien wiedzieć, czego chce. Ja wyjechałam dopiero na V roku. Mimo iż to głównie czas na pisanie pracy magisterskiej, dopiero pod koniec studiowania wiemy, w którym kierunku chcemy później iść. Im głębiej wchodziłam w interesujące mnie tematy, tym lepiej wiedziałam, czego szukać.

Czy dzielisz się swoimi doświadczeniami z innymi studentami?

Tak, mam w planie zorganizować prezentację. Dwie moje koleżanki, które wróciły niedawno z Rumunii, przygotowały pokaz slajdów. Taki wyjazd to olbrzymi ładunek emocji i naturalne jest, że chcemy się tym podzielić z innymi. Odwiedzam także grono.net i zachęcam innych studentów do wyjazdów, opowiadając o plusach Programu Erasmus-Socrates. Po powrocie zauważyłam także, że wzrosła moja ocena wśród profesorów w Polsce. Doceniają studentów, których interesuje świat.

Jakie masz plany na przyszłość?

Mam nadzieję, że stypendium będzie pomocne w przyszłej karierze zawodowej, tym bardziej jak patrzymy na dzisiejszą, dość trudną, sytuację historyków sztuki. Po studiach rozważam podjęcie pracy w którymś z krajów członkowskich UE. Zapewne byłaby to forma pewnej współpracy placówek kulturalnych między naszymi krajami… Niekiedy znajomi żartobliwie mnie pytają a „jeśli nie Oxford, to co?…” Mówię na to: „Erasmus jest jak kot – zawsze spadnie na cztery łapy. A skoro śpiący kot myszy nie schwyta, trzeba działać”. Piorytetem jest tylko to soddisfazione z pracy. Natomiast jednego jestem pewna. Choć czuję się podróżnikiem i świetnie odnajduję się za granicą, na stałe chcę mieszkać w Polsce.

Dziękuję za miłą rozmowę.
Mnie też było miło. Dziękuję.

* Wywiad opublikowany w poradniku dla nauczycieli „Twój uczeń studentem – matura 2007-2008”, wyd. Grupa Pracuj.pl, Warszawa 2007, s. 62-65 – wersja rozszerzona

** Olga Niwińska – tytuł magistra historii sztuki zdobyła na Wydziale Nauk Humanistycznych i Spolecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Stypendystka programu Erasmus-Socrates na Uniwersytecie Bolońskim – Wydział Konserwacji Sztuk Pięknych w Rawennie. Doktorantka Instytutu Sztuki PAN, podejmująca próbę opracowania ikonografii Jana Zamoyskiego.

Opisy zdjęć wykonanych przez Olgę Niwińską

Bazylika San Francesco na Piazza San Francesco w Rawennie, V w.n.e.
Piazza del Popolo – główny plac Rawenny
Bazylika San Appolinare Nuovo, via Roma, Rawenna,VI w.n.e
Baptysterium Arian na Piazza degli Ariani, Rawenna, p. VI w.n.e
Kopuła baptysterium Arian – mozaika ze sceną chrztu Jezusa z adoracją 12 apostołów, Rawenna
Bazylika San Vitale – prezbiterium, Rawenna, VI w.n.e.
Mozaika z absydy bazyliki San Vitale – „Cesarzowa Teodora i jej orszak”, Rawenna, VI w.n.e.
Bazylika San Vitale – wnętrze, Rawenna, VI w.n.e.
Bazylika San Vitale, Rawenna, VI w.n.e
Nocne życie przy Piazza del Popolo – główny plac Rawenny

Poprzedni

Si pu

Andiamo in Polonia… Przyjedźmy do Polski…

Następny

Dodaj komentarz