,

Erasmus w Turynie – relacja Agnieszki Paszkowskiej

przez redakcja

Turyn nocą. Dużo świateł, wysokie kolumny, samochody śmigające w tę i z powrotem. Obco i zimno. I tylko ja z ogromną walizką szukająca najbliższego postoju taksówek. Pytam – nikt nie odpowiada. Kręcą głową, wskazują rękami – każdy w inną stronę. Tutaj angielski nie jest w modzie, niemiecki tym bardziej.
Taksówkarz pokazuje mi na palcach (oczywiście obu rąk) ile euro muszę mu zapłacić. Wskazuje drzwi do hotelu – Arrivederci!! „Nie, to nie tu, to pomyłka” – próbuję się z nim porozumieć, wskazuję na kartkę z adresem, ale on tylko tępo kiwa głową. Zawiózł mnie pod jakąś rezydencję z ogromnymi tarasami, wielkim holem i recepcją jak w hotelu. Odjechał. Jeszcze raz zerkam na kartkę… Tak, adres się zgadza. Podejrzewałam, że mnie oszukają. Od samego początku obawiałam się, że szukanie mieszkania przez Internet za granicą nie wróży nic dobrego. Mimo wszystko wchodzę. Sama w nocy, w dzielnicy niewyglądającej na zbyt bezpieczną, lepiej nie ryzykować.

Ciao Signorina, Ciao bella – portier najwidoczniej wziął mnie za turystkę, bo bez pytania zabrał moją walizkę i nie dopuszczając do słowa, poprowadził mnie na pierwsze piętro. „Witamy w akademiku” – powiedział łamaną angielszczyzną, wręczając mi klucze do pokoju.

Nie mogłam wyjść z zachwytu. Za drzwiami oprócz mojego pokoju znalazłam przestronny salon, ładną kuchnię, dwie łazienki, duży taras w każdym pokoju i przemiłą Francuzkę trajkoczącą do mnie bez przerwy po włosku.

To tak rozpoczęła się moja przygoda z Erasmusem, w kraju, który pokochałam jak własny. Czym jeszcze mnie zaskoczył? O tym już wkrótce!

A dziś na koniec takie drobne podsumowanie mojego wyjazdu. Bardzo się cieszę, ze pojechałam na Erasmusa. Właściwie do teraz często wspominam tamten czas, oglądam zdjęcia, koresponduję z przyjaciółmi, których tam poznałam. Dzięki temu wyjazdowi spotkałam ludzi z całego świata, nauczyłam się języka. Erasmus uodparnia ludzi, uczy ich prawdziwego życia, zaradności, radzenia sobie w trudnych sytuacjach. To szkoła życia dla każdego. Pomaga spojrzeć na siebie z perspektywy, zrozumieć, jak wielki i wspaniały jest świat, i jak warto go odkrywać, poszerza horyzonty, wskazuje nieznane dotąd ścieżki. Uczy również kontaktu z drugim człowiekiem, zachowań w sytuacjach trudnych, gdy jesteśmy sami, bez najbliższych, bez przyjaciół. Dzięki temu programowi można zdobyć naprawdę wiele, a na pewno nie stracić. Ja zdobyłam największą miłość mojego życia – Włochy.

Poprzedni

Stage di Gemart Special Close Defense – relacja Aleksandry Klimczak

Lecce: Erasmus na „końcu świata”

Następny

Dodaj komentarz